I stało się, Jacoo miał urlop, chciał jechać wokół Tatr ale ja już trzeci raz w tym sezonie nie miałem sił na tą trasę. Mówię, chłopie wyjedziemy o 7 zrobimy jakieś 450 km i pojeździmy po fajnych szutrach w Beskidzie Niskim. Krakowskim targiem umówiliśmy się o 8.00 na shellu i w drogę.
Plan zakładał dojazd w Beskid Niski i eksplorację tamtejszych szutrów po wysiedlonych wioskach w akcji "Wisła".
Dla przypomnienia naszej historii (ale mnie na patriotyzm wzięło)
:
"Akcja "Wisła" (Operacja "Wisła") – akcja militarna wymierzona w struktury Ukraińskiej Powstańczej Armii i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, oraz przesiedleńcza dokonana w celu usunięcia wybranych grup ludnościowych, m.in. Ukraińców, Bojków, Dolinian i Łemków, jak również rodzin mieszanych polsko-ukraińskich, głównie z terenów Polski południowo-wschodniej (Rzeszowszczyzna i Lubelszczyzna), głównie na tzw. Ziemie Odzyskane, która miała miejsce w dwa lata po zakończeniu II wojny światowej. Przeprowadzona została przez formacje wojskowe Rzeczypospolitej Polskiej (Ludowe Wojsko Polskie), policyjne (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Milicję Obywatelską, Wojska Ochrony Pogranicza, Ochotniczą Rezerwę Milicji Obywatelskiej), jak i jej agendy cywilne (Państwowy Urząd Repatriacyjny)." - wiki.
Cała trasa wyglądała jak poniżej, zrobiliśmy 417 km z czego 63 km po super szutrach
Na początek trzeba było dojechać w rejony Wysowej Zdroju. A że nie lubimy jeździć głównymi to polecieliśmy bocznymi na Limanową i dalej przez N. Sącz i dolinę Kamionnej, do miejscowości Stawisza.
Dojazd jak to w tej części kraju, kręty
i górzysty. Po ostatnim dojeździe na zlot w Serpelicach miałem dosyć długich prostych odcinków
Właśnie w Stawiszach rozpoczął się szutrowy etap naszej wycieczki. Pierwszy etap miał coś ponad 7 km i leciał równiutkim szutrem przez lasy i polany. Dojechaliśmy do Ropek, gdzie polecam gospodarstwo Swystowy Sad. Można tam zjeść przepyszne ciasto domowe i napić się kawy w pięknych okolicznościach przyrody. A że my nie mieliśmy czasu to polecieliśmy dalej.
Swystowy Sad jest przepiękny - można się wyciszyć przy czymś suchym i zielonym
A to już początek szutrów i droga przez Ropki, Hutę Wysowską do Wysowej.
Poniżej przełęcz Hutniańska (645 mnpm), a dalej zjazd przez Hutę Wysowską do Wysowej.
To był pierwszy odcinek szutrowy bardzo przyjemny tym bardziej, że z Ropek do Huty położyli nowa szutrową drogę i nie trzeba było się ślizgać po łące.
Szybki przejazd przez Wysową w kierunku granicy ze Słowacją. Droga leci przez wioskę Blechnarka i z roku na rok jest więcej asfaltu.
Tuż przed granicą zaczyna się następny odcinek szutrowy i biegnie przez granicę na przełęczy Wysowskiej (610 mnpm).
To juz sama granica, dalej zjazd na Słowację i szybki przejazd w kierunku przejścia w Ożennej.
Do granicy w Ożennej prowadzi 5 szybkich serpentyn, a asfalt jeszcze pachnie nowością, więc był powód do zamknięcia opony.
Tu juz znowu w Polsce, czyli granica w Ożennej (przełęcz Beskid nad Ożenną 590 mnpm).
Dalej po dojechaniu do Ożennej i Wyszowatki zaczyna się "eksploracja" łemkowszczyzny. Przejeżdżamy przez wsie, które znajdują się tylko na mapie. Jedynymi śladami po wioskach są łemkowskie krzyże i cmentarze. Wszystkie te tereny to pozostałości właśnie po akcji "Wisła"
Wszystko co poniżej to samiutkie szutry, a odcinek z Radocyny do Zdyni to istna autostrada szutrowa, takimi równymi szutrami jeździłem tylko w Finlandi - 100km/h bez problemu.
Tu właśnie zaczynają się szutry - Wyszowatka.
Cmentarz w wiosce Długie.
Pierwszy raz przekraczamy Wisłokę i wjeżdżamy do
mg: jak to się odmienia, nie ważne wioska Czarne. Tu zamieszkał kiedyś, nie wiem czy mieszka dalej, Andrzej Stasiuk. To chyba jedyny istniejący dom w tej opuszczonej wsi.
Z Czarnego pojechaliśmy na Nieznajową, do pokonania były cztery łatwe brody (cały czas Wisłoka) ale nam zrobiło się osiem. Ponieważ na drodze z Nieznajowej do Wołowca stał olbrzymi znak zakaz ruch z wielką tabliczką nie dotyczy ALP postanowiliśmy zawrócić, choć po cały czas zastanawialiśmy się czy ktoś nie zmazał z tej tabliczki początku TRANS i czy na pewno dobrze robimy omijając takie drogi
No to co powrót przez Wisłokę (generalnie byliśmy u źródeł Wisłoki)
A to już cmentarz w Czarnem.
Z Czarnego polecieliśmy w kierunku Jasionki i tam postanowiliśmy wrócić do Radocyny na rozlewiska Wisłoki.
To zdjęcie z wyjazdu samochodowego jak pogoda była lepsza.
Jak już pisałem, wrociliśmy do Radocyny, spotkaliśmy leśnika, pogadaliśmy trochę na temat legalności jazdy po lasach
i pogoniliśmy do końca wsi na rozlewiska. Niestety samych rozlewisk nie zobaczyliśmy bo znowu stał znak z tabliczką nie dotyczy ALP (następnym razem wezmę markera i dopiszę TRANS), po za tym był zakaz wstępu bo to niby aktywny teren łowiecki czy coś takiego, a jak nas wezmą na motorach za zwierzynę to pijanemu myśliwemu nie przegadasz, że jak ryczy jak jeleń to nie znaczy, że od razu można strzelać. A przy okazji właśnie zaczęło się "rykowisko" i leśników dużo po krzakach.
Z Radocyny pomknęliśmy jak pisałem autostrada szutrową do Zdyni. To jest ta Zdynia gdzie co roku odbywa się duży zlot motocyklowy.
Dalej asfaltem i serpentynami na przełęcz Małastowską (604 mnpm). Jackowi przeszkodził w zabawie na zakrętach jakiś wielki ciągnik siodłowy z koparką
Na przełęczy zrobiło mi się sentymentalnie bo spałem kiedyś tam na cmentarzu jak chodziłem po górach i często byłem tam na desce.
Dalej skoczyliśmy do schroniska pod Magurą Małastowską i drogą, która miała otwarty szlaban i znaku z napisem ALP nie było, dojechaliśmy do Nowicy.
Ten odcinek szutrowy wyglądał jak poniżej, a na jego końcu w Nowicy wylądowaliśmy w cerkwi.
Cerkiew i cmentarz w Nowicy. Nowicę zaczynają atakować przyjezdni z rejestracjami na W
i budują, a raczej przenoszą drewniane domy.
Dalej był zjazd przez Oderne do Kwiatonia. Z Kwiatonia do Hanczowej był kiedyś szuter ale ktoś wpadł na pomysł wyasfaltowania go. Ale i tak droga jest przyjemna, zwłaszcza jak pamiętam podjazd na rowerze był ostry
.
I żeby nie było, że nie widać Jeziora Klimkowskiego. W ramach ciekawostki, Hoffman kręcił Ogniem i Mieczem nad Jeziorem Klimkowskim i udawał że to Dniepr.
Po dojechaniu do Hańczowej zamknęliśmy pętle i pomknęliśmy z powrotem do Ropek.
Tam szlakiem konnym (w Automapie droga była), przeskoczyliśmy do Izb. Końcówka zjazdu odbyła sie w mazi błotnej ponieważ robili nowa drogę, a tłucznia jeszcze nie wysypali. Na szczęście na końcu był bród więc się błoto od opon odkleiło.
Później w Izbach postanowiliśmy jeszcze po szutrować. Jak planowałem trasę to w automapie nawet tam była droga. Rzeczywistość okazała się inna i nasze opony na mokrej trawie i glinie pod nią nie dały rady lekkiemu podjazdowi. W pewnym momencie stałem w miejscu na jedynce i drobiłem nogami jak gejsza, a moto nie chciało drgnąć. Tylko zapomniałem, że Jacoo stoi za mną. Na szczęście schował się za wysoką szybę i deflektor, a moto wyglądało tak:
Postanowiliśmy jednak zawrócić i polecieć normalnie znowu na Słowację, szutrowym przejściem do Fricki. Niestety przy powrocie Jacoo położył moto i dźwignia od biegów "skręciła na zachód" - zostały tylko jedynka i dwójka. Na szczęście w stadninie w Izbach mieli imadło. A że naprawa trochę zajęła czasu, to odpuściliśmy Słowację i po betonowych płytach zjechaliśmy do Tylicza i dalej przez Powroźnik do Muszyny i dolina Popradu do Rytra. Polecam tą trasę piękne widoki i zakręt na zakręcie. Dalej ominęliśmy Stary i Nowy Sącz i przejechaliśmy przez odcinek drogi Kamienica - Limanowa, który jest torem do wyścigowych górskich samochodowych mistrzostw polski. Czyli szeroko, kręto i gładko do Limanowej. Dalej tak jak w tamta stronę do Kraka i na jedzenie do "Węgra"
Dzięki Jacoo za wycieczkę.