Wracając z Grecji po głowie chodziły mi myśli żeby gdzieś jeszcze pojechać. To gdzieś to były Alpy. Wiedziałem, że Kiosek ma co dwa dni pracy trzy dni wolnego - akurat wystarczająco czasu, aby zaliczyć Grossglockner. Wróciliśmy w niedziele. W poniedziałek zadzwoniłem do Krzyśka, żeby poinformować go, że wróciliśmy a tu Kiosek pyta mnie czy mam ochote na Alpy. Hmm tak jak by czytał w moich myślach albo ja w jego planując tą podróż. Termin dogadaliśmy dość szybko: 17-19 sierpień. 16 sierpnia pojechałem z moto na serwis w Krakowie wymienić resztki napędu i klocków hamulcowych. Wieczorem szybkie zakupy, ostateczne poprawki co do trasy i do spania.
Dzien pierwszy
Wstajemy dość wcześnie, ale niczym się spakowaliśmy na moto zeszło nam do 7. Kierunek Kaprun, miejscowość położona bardzo blisko Zell am See i Bruck am der Grossglockner Hochalpenstrasse. Przed polską granicą jemy śniadanie, zbieramy siły i pełen ogień przez Słowację. Następny przystanek dopiero za ok 200 km na tankowanie. Na granicy słowacko-austriackiej jesteśmy ok godziny 16.
Pierwszy deszcz w Austrii.
Kupujemy winietki i suniemy dalej w kierunku kampingu. Jakieś 150km od celu dopada nas deszcz. Jest ciemno, zimno i na dodatek mokro. Kiosek po tych krętych mokrych dróżkach goni jak Rossi po Laguna Seca ja już jestem zmęczony i dość mocno zwalniam. W końcu udaje nam się dotrzeć na kamping. A tu niespodzianka. Biuro zamknięte a na szybie informacja: "Jeżeli przyjechałeś a biuro jest zamknięte, znajdź wolne miejsce i się rozbij-zapłacisz rano". Tak też uczyniliśmy. Rozstawiliśmy namiota przy świetle reflektorów naszych DL'i. Na rozgrzanie otworzyliśmy kupionego wcześniej Shnaps'a
Plan na jutro to 337 km po Alpach, w tym Grossglockner Hochalpenstrasse.
Kemping - było mokro ale ciepło i już nie padało.
Dzień drugi.
Z naszych ambitnych planów wyruszenia o 9 skończyło się na 11:30.
Poranne planowanie trasy.
Pod bramki Grossglockner Hochalpenstrasse dojeżdżamy bardzo szybko, kupujemy bilety (18 euro motocykl, 28 za samochód). Naklejamy naklejki (w tym roku trasa obchodzi 75 urodziny więc mamy jubileuszowe) i powoli ruszamy.
Dojazd do bramek trasy.
Takim sprzętem to jest wyczyn.
Niestety wbrew zamierzeniom nasz pierwszy postój jest już po niespełna 2 kilometrach. Widoki z serpentyny na serpentynę robią się coraz piękniejsze. Tak więc jedziemy sobie, dzieląc trasę na 2-3 kilometrowe odcinki. Należy dodać, że asfalt jest tutaj cholernie przyczepny-na suchym można przycierać chyba nawet lusterkiem. Na mokrym już tak nie poszalejemy bo przyczepność pozwoli nam złożyć się "zaledwie" do podnóżków... na każdym zakręcie słychać jak ten ostry asfalt zdziera nasze opony - przynajmniej boki też będziemy mieć zjechane a nie tylko środek
Bramki znajdują się na wysokości ~900m. n.p.m po przejechaniu zaledwie 5 kilometrów jesteśmy już na wysokości 2000 m.n.p.m. Wspinaczka niczego sobie. Po drodze zbudowano wiele parkingów, wraz z całą infrastrukturą typu WC, stoliki, czy nawet sklepiki. O parkingach dla moto nie wspominam, bo na tej trasie jest ich całe mnóstwo.
Tuż przed Wysoką Bramą (Hochtor) natrafiamy na wielką połać śniegu, na której jeździmy na tyłkach (jak dzieci, wysłać dwóch facetów w góry to będą sie zachowywać jak przedszkolaki).
Mój Sztormiak już widział śnieg w tym roku, a nawet przejechał po nim kilka kilometrów
Po drodze napotykamy kilka pięknych wodospadów. Przy jednym jest miejsce parkingowe, które natychmiast wykorzystujemy.
Naszym celem jest Nationalparkplatz, skąd rozciąga widok na Grossglockner (najwyższy szczyt Austrii) oraz lodowiec Pasterzen. Pogoda od jakichś 1500m.n.p.m. jest bardzo zmienna. Chmury oraz mgła przemieszczają się cholernie szybko. Efekt tego jest taki, że raz świeci słońce a za 10 sekund ledwo widzę jadącego 30metrów przede mną Kioska. Ale ma to też swój urok. Na Nationalparkplatz znajduje się kilka różnych tematycznych wystaw, kino a także kilka platform widokowych. Wstęp do tych atrakcji jest wliczony już w celę biletu, który kupiliśmy na dole na bramkach. Dodatkowo płatne są wjazdy kolejkami linowymi.
Specjalnie dla Hansa
Chwilami widoczność była jeszcze gorsza.
Jak choćby tutaj.
Panoramka
Ok. godziny 16 postanawiamy wracać na kemping. Mijając Hochtor widziałem naklejone naklejki różnych klubów, stowarzyszeń i organizacji motocyklowych. Pomyślałem, dlaczego ma tam nie być naszej? I tak w przenikliwym zimnie (ok 4-5 stopni) i mgle udało mi się zamocować naklejkę naszego forum na wysokości 2504 m.n.p.m.
Powrót na camping był już formalnością. We mgle jedziemy dość powoli, mijamy bramki płatnicze i dochodzimy do wniosku, że jest tam cholernie gorąco - jakieś 15-17stopni.
Winkielki po drodze
Teraz w prawo
Przed przyjazdem na pole namiotowe postanawiamy zrobić zakupy, ponieważ sklepy zamykają tutaj bardzo wcześnie. Po zakupach postanawiamy szybko zwiedzić Zell am See. Jest to bardzo miłe miasteczko, położone nad jeziorkiem. Na jego deptakach ludu więcej niż na Krupówkach w lipcu. Wszędzie wurst na przemian z piwem. Na koniec jedziemy do Bruck am der Grossglockner Hochalpenstrasse zrobić fotkę przy zerowym kilometrze trasy.
W Kaprun chcemy zwiedzić muzeum motoryzacji, ale jest ono już zamknięte. Robimy jedynie fotki przed wejściem.
BMW
Ptaszek...
....od tego Bugatti.
Ostatecznie na pole namiotowe przyjeżdżamy ok 19. Prysznic i degustacja austriackiego piwa. Kemping w Kaprun jest bardzo godny polecenia. Jak pisałem wcześniej - biuro wieczorem było zamknięte. Poszliśmy się zameldować rano. A tam czekała na nas miła niespodzianka. Za noc w którą przyjechaliśmy (tzn. przyjechaliśmy o 21) nam nie policzono. Również Pan Recepcjonista stwierdził, że zapłacimy tylko za jeden motocykl. Ostatecznie 2 noclegi kosztowały nas 20 euro za 2 osoby.
Dzień 3.
Znów ambitny plan wczesnego wyruszenia nie wypalił. Zamiast wyjechać o 6 wyruszamy grubo po 9. Ale jednym z ważniejszych czynników, które nas tak rozleniwiły był padający deszcz. Zaraz po starcie Kioskowi zaczyna nawalać ładowarka od GPS. Spędzamy ponad godzinę w sklepie RTV szukając odpowiedniej. Ostatecznie udaje się naprawić tą niedziałającą i do końca wyjazdu już nie mamy większych problemów. Przed nami znów 900km.
Gdzieś na parkingu w Austrii.
Przemy ostro do przodu, z każdą godziną mamy conajmniej sto kilometrów bliżej do domu. Problemem okazuje się Słowacja, a dokładniej odcinek Źilina-Chyżne. Tutaj jedziemy nieco wolniej. Na polskiej granicy jesteśmy o 21. Ja już zaczynam odczuwać zmęczenie. W końcu zrobiliśmy 1800km w 3 dni. Z granicy do Krakowa jedziemy już beż przystanków i po niespełna godzinie meldujemy się w garażu Kioska.
1891,6 km w 3 dni.
To był świetny wyjazd! Oby więcej takich.
Podsumowanie
Paliwo:
Słowacja:1,25euro
Austria: 1,15 euro (w miejscowościach), 1,3 euro (przy autostradzie)
Winiety:
Austria: 4,5euro za 10dni
Jedzenie: ceny około 50% wyższe od naszych.
Dziękuje Krzyśkowi i Jego Żonie Danusi za nocleg i mile spędzony czas!