Teraz jest 28 mar 2024, o 23:49

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 46 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona

Moderator: Arti

Autor Wiadomość
PostNapisane: 26 lip 2010, o 22:00 
Offline
Administrator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 lis 2009, o 22:12
Posty: 1311
Imie: jacek
Motocykl: buza
rasta napisał(a):
Oczywiście wszystko opiszę.

no czekamy.... ale czy się doczekamy :hmm: oczko

_________________
SPONSORZY WYPOWIEDZI:
tv trwam; narodowy fundusz zdrowia; pani domu; durex; radio maryja; koło gospodyń wiejskich; bravo girl; przegląd funeralny; teleranek

czy wieczorem, czy nad ranem..... mam na wszystko wyjechane.



Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 27 lip 2010, o 09:39 
Offline
king off the spam box
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 lis 2009, o 22:16
Posty: 1091
Lokalizacja: Kraków NH
Imie: no name
Motocykl: DL 650
jacek_w napisał(a):
rasta napisał(a):
Oczywiście wszystko opiszę.

no czekamy.... ale czy się doczekamy :hmm: oczko

doczekacie, doczekacie. na razie musiałam się ogarnąć, oswoić na nowo kota - seven się nim opiekował. dziś siadam i piszę. jest też kilka okropnej jakości zdjęć, które umieszczę. jeszcze trochę cierpliwości :D

_________________
"Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś"
M. Twain


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 27 lip 2010, o 11:49 
Offline
bardzo swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 15 lis 2009, o 20:27
Posty: 320
Lokalizacja: Wieliczka
Imie: Grzegorz
Motocykl: Harley V-Rod
rasta napisał(a):
seven się nim opiekował.



o Jezu, i przeżył ??? :jaja: :jaja:

_________________
chociaż kroczę doliną ciemności nie lękam się zła, bo jestem największym skur...elem w dolinie...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tylko kobiety i lekarze wiedzą, jak bardzo potrzebne i dobroczynne jest kłamstwo.
— Anatol France (François Anatole Thibault)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 29 lip 2010, o 14:34 
Offline
swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lut 2010, o 22:34
Posty: 69
Lokalizacja: Koszalin
Imie: Renata
Motocykl: czerwony :)
rasta napisał(a):
(...) dziś siadam i piszę. jest też kilka okropnej jakości zdjęć, które umieszczę. jeszcze trochę cierpliwości :D

Nie chcę nic mówić,ale to "dziś" było 2 dni temu...jesteśmy już na granicy cierpliwości :nono:


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 29 lip 2010, o 15:18 
Offline
king off the spam box
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 lis 2009, o 22:16
Posty: 1091
Lokalizacja: Kraków NH
Imie: no name
Motocykl: DL 650
właśnie skończyłam pisać.
jeszcze tylko wysłałam do przeczytania i sprawdzenia, a potem kwestie techniczne wyjaśni mi jacek_w i już będzie

_________________
"Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś"
M. Twain


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 31 lip 2010, o 16:13 
Offline
king off the spam box
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 lis 2009, o 22:16
Posty: 1091
Lokalizacja: Kraków NH
Imie: no name
Motocykl: DL 650
MOTOCYKLEM DOOKOŁA POLSKI
17.07.10 - 24.07.10

Prolog:
Pomysł był od dawna, szczerze mówiąc nie mój, bo kolegi, ale postanowiłam go wykorzystać – oczywiście pomysł, nie kolegę, chociaż…ale to nie o tym.
Oczywiście problem stanowiły finanse, które raz były, raz nie było, ale ostatecznie stwierdziłam, że w razie czego będę dzwonić do przyjaciół po wsparcie.
Postanowiłam, że będę jechać od zachodu na wschód, a etapy podróży będą wyznaczały miejsca, noclegów. Początkowo planowałam spać gdzie popadnie, pod namiotem, na dziko, ale trochę się wystraszyłam. W sumie babka na motocyklu budzi zainteresowanie, a nie chciałam tego typu przygód.
Doszłam więc do wniosku, że w grę wchodzą jedynie pola namiotowe. Z wielką pomogą przyszły też dziewczyny z Mad Moto Girls, które zapewniły mi kilka noclegów.

Planowałam wyjechać w środę, ale dopiero na piątek wieczór udało mi się umówić na przegląd motocykla, wymianę oleju i takie tam. Janek Zoolog, który serwisuje mój motocykl, w ramach przygotowania do samotnej wyprawy nauczył mnie dźwigać cbf-kę na centralkę.

Tak przygotowana, z zapewnieniem, że motocykl dojedzie wszędzie, poszłam spać.


Dzień pierwszy: Kraków – Łagów Lubuski

Wyjazd przeżywałam strasznie i bałam się do tego stopnia, że pierwszy dzień postanowiłam jechać autostradą, bo uznałam, że to jedyna droga, na której się nie zgubię. Wyjechałam o 8.00, a o 12.30 do celu zostało mi około 120 km. Fatalna sprawa. Wtedy postanowiłam, że o ile będzie to możliwe, nie będę wjeżdżać na drogi krajowe, a poruszać się będę tylko wojewódzkimi.
Na autostradzie ruch był dość duży, temperatura powietrza 33 stopnie. Oczywiście, jak się zapierdziela, to rezerwa włącza się natychmiast, więc w okolicach Wrocławia zjechałam na tankowanie. Chwila odpoczynku i zaczęłam się ubierać. Wtedy podszedł do mnie rozbawiony pan, z piwem w ręce i zapytał, czy go podwiozę, bo w samochodzie jest gorąco. Nie będę przytaczać tej rozmowy, ale Ci, którzy mnie znają mogą sobie wyobrazić…Potem przyzwyczaiłam się do pytań, czy mi nie gorąco i odpowiadałam, że tak samo jakby wsiąść do samochodu w skórzanym ubraniu, wyłączyć klimatyzację i otworzyć okna.
Na autostradzie miałam epizod z jazdą z otwartym kufrem – przekręciłam kluczyk, ale nie zablokowałam klapy. Na szczęście nic nie wypadło, bo na wierzchu leżała kosmetyczka z soczewkami.
W każdym razie jadę dalej, mijam Legnicę i na wysokości Bolesławca skręcam w prawo na drogę nr 297. I od razu czuję przygodę. Droga przez las, ruch mały, znaki, na które muszę zwracać uwagę, bo jadę z mapą, bez GPS-a. Coraz bardziej mi się podoba. Troszkę się zachmurzyło, więc jest nieźle.
Około 15.00 docieram na miejsce i zaczynam szukać noclegu. Zrobiłam małą rundkę po miasteczku. Jest tu sporo motocyklistów. Niedawno był zlot.

Miejsca do biwakowania masę, wybieram małe pole namiotowe. Rozbijam się, motocykl stawiam koło namiotu – wolę mieć na niego oko. Pani lituje się nade mną, bo nie wzięłam grzałki i zalewa mi vifona, opowiadając o miasteczku i zlotach, które się tu odbywają.
Ludzie zaczepiają mnie. Pytają czy przyjechałam sama i, co jest jednym z sztandarowych pytań, czy się nie boję. Ale generalnie jest miło. Robi się ciemno, więc idę spać.
Mam za sobą dzień pełen wrażeń, a jutro około 7.00 chcę wyjechać. Ja się kładę, a na polu zaczyna się impreza. Ha, ale ja mam za sobą liczne doświadczenia z młodości i wzięłam zatyczki do uszu, jednak śpię czujnie, bo boję się o motocykl, że ktoś po pijaku zapragnie na nim posiedzieć.

Przejechałam w sumie 537,7 km. To był dobry dzień.

Dzień drugi: Łagów Lubuski – Osiek k. Koszalina

Rano wstaję rześka, choć nieco obolała, jem bułkę, która przetrwała wysokie temperatury i cichutko wytaczam motocykl spośród namiotów. Właścicielka pola żegna mnie czule, mówi „szczęść Boże” i macha ma pożegnanie. Jest 7.50 szybko wyjeżdżam z miasteczka i na pierwszym rozjeździe jadę nie tam gdzie trzeba. Dostaję ataku śmiechu, a potem zawracam i odnajduję właściwą drogę. Jest 8.00. I jest zimno! Zakładam ubranie termiczne, włączam grzane manetki. Nie narzekam.
Trasa przyzwoita, asfalt niezły, prawie nie ma ruchu, śliczna okolica. Niestety muszę na chwilę zjechać na drogę krajową nr 3 i prawie się dekompensuję psychotycznie. Ciężarówki, wyprzedzanie, zapierdalanie. Koszmar. Mijam Gorzów Wielkopolski i jak tylko się da zjeżdżam na drogę nr 151.
Jazda takimi drogami ma jeden minus, czasem nie ma stacji benzynowych, albo są takie „u pana Józka”, do których podchodzę z pewną nieśmiałością. Dostaję lekkich schiz odnośnie paliwa i pilnuję żeby po 250km przejechanych zjechać na pierwszą większą stację.
Im bliżej Pomorza tym cieplej, ale wzmaga się wiatr. Z resztą dzień wcześniej przeszła tędy wichura i na drodze leżą gałęzie. Wyjeżdżając z zakrętu napotykam kawałek złamanego drzewa. Ale to nic w porównaniu z pijanym wędkarzem, który zmusza mnie do redukcji do dwójki i jak w dawnych grach komputerowych, czekam na moment, kiedy przeszkoda będzie daleko, czyli na lewym pasie. A to zależy od wiatru, bo jeżeli powieje z przodu pan się cofa, a jeżeli z lewej, to leci na prawo. Gdy uznaję, że mam szansę, odkręcam manetkę i mijam gościa. Z sukcesem.
Bez pomyłek wjeżdżam do Koszalina, a potem odnajduję Osiek. Tam, w hotelu, pracuje mój brat i u niego planuję dwa noclegi. Jest godzina 14.00, dzwonię do Pawła, który śpi. Zaraz zjawiają się właściciele i ludzie, którzy tam pracują. Nie wiem, co mój brat o mnie naopowiadał, ale wszyscy chcą mnie poznać. Tradycyjnie wysłuchujemy,:„jacy oni podobni!”, ale to nic w porównaniu z pytaniem pani z recepcji, czy jestem młodsza od brata. Pokochałam tą kobietę od pierwszego wejrzenia, a raczej wypowiedzianego zdania (dla niewtajemniczonych, jestem 5 lat starsza).
Teren dworku jest piękny. Wielki park, stawek, jezioro Jamno. Cisza i spokój, więc mogłam odpocząć.

Ugościli mnie tam naprawdę zacnie. Dostałam obiad, kolację, mogłam zrobić pranie w hotelowej pralni. Właściciele zapraszali mnie też na imprezę, ale na drugi dzień planowałam jazdę i poszłam spać.
Tego dnia zrobiłam 351,5 km.

Dzień trzeci: Osiek – Hel – Osiek

Tego dnia nie było w planie, a raczej tej trasy, ale czułam niedosyt jazdy i skoro byłam nad morzem to, czemu nie na Hel?
Zaczynam od krajowej 6, bo muszę znaleźć stację benzynową – naprawdę muszę! Znalazłam. Ponieważ ruch jest mały, nadrabiam trochę czasu jadąc po tej trasie do Wejherowa, ale potem odbijam na 215 i kieruję się na d samo morze. To jakiś koszmar. Jadę 30km/godz., w wielkim korku. Ciągle ktoś hamuje, bo będzie parkował, albo nie będzie, albo jeszcze się zastanowi – qrwa! A we Władysławowie jakiś zabójczy korek. Najpierw stoję grzecznie, bo nie wiem, z jakiego powodu ten zator, ale w końcu nie wytrzymuję i jadę środkiem. Okazuje się, że rondo. Na szczęście dalej jazda idzie w miarę płynnie.
Pogoda przyjemna, wieje. Na Helu jak na Helu – robię fotkę, spacerek i wracam.

Po drodze oczywiście rybka, w końcu jestem nad morzem. Pan z parkingu pyta, czy sama i czy się nie boję i, a jakżeby inaczej, że 15 lat temu jeździł na MZ-ce (na tym wyjeździe przekonuję się, że każdy facet, który ze mną rozmawia, 15 lat temu jeździł). Pogadaliśmy i wracam. Ale tym razem inną trasą. Dojeżdżam do Pucka i kieruję się na drogę 213, mijam Słupsk i jadę do Darłowa. Ładne miasteczko, przypominające trochę moje rodzinne Opole. Krótka rundka po ryneczku, lody i jadę dalej.
Ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie pojechała źle, co więcej dość szybko się zorientowałam, ale uznałam, że na pewno da się jakoś bokiem przejechać i znaleźć na właściwej drodze. Jadę przez jakąś wioskę, jest skrzyżowanie i mój instynkt kierowcy mówi, żeby pojechać w prawo. Droga robi się coraz węższa i coraz bardziej dziurawa, potem jest coraz mniej asfaltu a coraz więcej kamieni, potem coraz mniej kamieni a coraz więcej ziemi i piachu…rozglądam się i okazuje się, że jestem w lesie w środku wycinki drzew. No cóż, muszę się poddać, bo albo zawrócę teraz albo nigdy. Spinam się w sobie i udaje się, choć nie jest łatwo. Motywowało mnie to, że jak się wywalę, to będę czekać do rana aż przyjdą drwale. Wracam. Spotykam autochtonów, którzy mówią mi gdzie jestem i jak się stąd wydostać. Jestem na właściwej drodze, i bez przygód docieram do Osiek. Na ostatnim skrzyżowaniu trochę się zamotałam, więc stoję i patrzę na mapę. W ogóle nie usłyszałam jak podjechały dwa samochody i nie uwierzycie – nikt nawet nie zatrąbił. Nie wiem ile za mną stali, ale chwilkę. Inny świat! Przeprosiłam i pojechałam w prawo.
Wieczorem wpadli vipera i redone, ale relację z tego spotkania vipera napisała, więc nie będę się powtarzać.
Tego dnia przejechałam 499,7km.

Dzień czwarty: Osiek – Olsztyn

Trochę szkoda stąd wyjeżdżać, bo jest pięknie i z bratem można pogadać, ale cóż: komu w drogę, temu cbf. Jadę. Zaczynam niefortunnie, bo przegapiam stację benzynową i zamiast zjechać z głównej drogi wcześniej, to muszę jechać do Sławna. Zaraz potem zjeżdżam w złą stronę i po 20 minutach znajduję się w tym samym miejscu. Ale w końcu się ogarniam i odnajduję trasę 209. W Bytowie na skrzyżowaniu mijam się z taką samą cbf-ką, podobnie zapakowaną. Energicznie się pozdrawiamy z jej właścicielem. Trasa mija spokojnie. Jest trochę zachodu z wyprzedaniem ciężarówek i różnych wynalazków rolniczych, ale ogólnie do przodu.
Dojeżdżam do Kościerzyny, a tam potężny korek. Ale spoko, do ronda przeciskam się bokiem, choć nie wszyscy zjeżdżają i pod tym względem jest tu gorzej niż w Krakowie. Na rondzie wszyscy prosto, a ja w prawo na drogę 214. Nikogo tu nie ma, więc jadę dynamicznie, aż tu nagle – noż qwra mać! Zakaz wjazdu. Staje się jasne, dlaczego tu tak pusto. Tylko nie ma żadnego znaku dotyczącego objazdu! No nic, duma nie pozwala mi wracać, będę jechać wioskami. I jeżdżę tak po tych wioskach, trochę w przeciwnym kierunku niż powinnam, ale się nie przejmuję przygoda w końcu. Na jednym za skrzyżowań spotykam pana i pytam o drogę, a on na to: „Ja nie jestem stąd i mam jedno oko. Tu w lewo, potem przyjdzie most i znowu w prawo”. No cóż…ale ja nie dam rady?! Pojechałam, most przyszedł, po paru kilometrach było w prawo i znalazłam drogę. Da się? Da się!
Bojąc się kolejnej wpadki postanawiam drogę od Starogardu Gdańskiego do Malborka pokonać krajową 22. Masakra jakaś! Ciasno, TIR-ry, pędzące osobówki. Gdy zaczyna się kawałek szerszej drogi jest ona z takiej drobnej kostki z koleinami. Nawet puszki zwalniają. Mijam Malbork i uciekam na wojewódzką 515, potem na 527 i w końcu drogą 513 dojeżdżam do Lidzbarka Warmińskiego. I cóż mądrego tam robię? Zobaczyłam kawiarnię, a że pilnie potrzebowała kofeiny uznałam, że stanę. Akurat było miejsce – z górki. Dotarło do mnie, gdy wyłączyłam silnik. Ale byłam zbyt zmęczona, by się przejmować. Wypiłam kawę i z niemałym trudem nieco wycofałam.
A i jeszcze zagadka – jak poznałam, że jestem w województwie Warmińsko – Mazurskim? Po asfalcie, a raczej jego szczątkowej postaci. Tam gdzie jechałam drogi były okropne, ale co zrobić? Redukcja i do przodu. Na kawałek podłączyłam się do trzech chyba Holendrów, ale dość szybko odbili na Warszawę.
Z Lidzbarka prostą drogą nr 51 dojechałam do Olsztyna. W Olsztynie z Orlenu zgarnęła mnie Izu z MMG u której spałam. Razem ze Sprężyną z tego samego forum, zorganizowały mi nie tylko nocleg, ale i garaż u Tomka, którego wdzięcznie nazywały…nie, nie napiszę jak.

Posiedziałyśmy ze Sprężyną, pogadałyśmy przy Desperadosie i do spania.
Zrobiłam 456,4 km

Dzień piąty: Olsztyn - Augustów

Rano trochę się grzebałyśmy i wyjechałam z Olsztyna ok. 11. Dzielnie wyprowadził mnie Tomek. Myślę, że chciał zobaczyć jak jeżdżę.
Trochę jechałam 595, potem 593, 594, 590. Pomyślałam, że skoro jestem tak blisko granicy z Rosją, to podjadę zrobić sobie fotkę. Najbliższe przejście było w Michałkowie, więc pojechałam drogą 591. Niestety, powinnam była to przewidzieć, że można podjechać do samego przejścia. Stanęłam pod zakazem wjazdu i rozmyślam, czy mi się chce podejść na piechotę, czy robię fotkę tutaj i wracam. I gdy tak rozmyślałam, nadjechała straż graniczna. Podnoszę szybkę, mówię „dzień dobry”, a gość na to: „mówiłem, że babka!”. No i zaczęłyśmy rozmawiać gdzie jadę, skąd, dlaczego sama. Okazała się, że jego brat mieszka w Krakowie i jeździ z żoną jakimś chopperkiem. A i on myśli o motocyklu. Ostatecznie pozwolili mi jechać za sobą i zrobiłam to zdjęcie. Na koniec dowiedziałam się, że gdybym wjechała na tą drogę to kosztowałoby mnie to 500zl i 5 punktów karnych. Czyli zaoszczędziłam.

Wróciłam na drogę 590, podjechałam na stację – kibel 2zl, ale właśnie zaoszczędziłam 500, więc mnie stać.
I dalej drogą 650 przez Węgorzewo do Gołdapii. Tam tankowanie. Pan na stacji zapytał, czy byłam już Stańczykach, a jeśli nie, to żeby tam pojechać – musiałam obiecać. Z resztą potem do mnie wyszedł i opowiadał mi o ciekawostkach w regionie. Zaczęłam żałować, że nie mam więcej czasu. Ale Stańczyki postanowiłam odwiedzić. Rozglądałam się za jakimś drogowskazem i w końcu jak go zobaczyłam, to musiałam mocno hamować, żeby skręcić w prawo. Nic nie jechało, więc się udało.
W Stańczykach znajdują się nieczynne wiadukty kolejowe, mające długość 200m i wysokość 36m. Oba powstawały w latach 1912 – 1918. Jeżeli Was tam nie było, to musicie kiedyś odwiedzić to miejsce.

Na parkingu po raz drugi, i ostatni podczas tej podróży, zaparkowałam z górki (głupia c…). Tym razem nie udało się wycofać, na szczęście między samochodami a ogrodzeniem był wąski pas trawy, którym przejechałam.
Jadąc dalej dotarłam do miejsca, które nazywa się „Trójstyk granic” W tym miejscu, jak sama nazwa wskazuje, stykają się granice Polska, Rosyjska i Litewska. Wrażenie zrobiło na mnie to, gdy po lewej widziałam znak granica państwa.
Tereny piękne. W tym roku już tam nie wrócę, ale w przyszłym planuję wybrać się właśnie na północ mazur. Przy drogach stoją obok siebie krzyże rzymskie i prawosławne, tablice z nazwami miejscowości są dwujęzyczne. A wioski…przecudne. Na ławeczkach przed domami siedzą staruszkowie. Jak z filmu.
Dowiaduję się też, że ciężarówki jadące środkiem, to ciężarówki litewskie i gdy zjeżdżają na prawo, to nie po to, żebym mogła je wyprzedzić, tylko dlatego, że coś jedzie z naprzeciwka. Lekcja jest trudna, ale po pierwszym razie już zapamiętałam, że ich się nie wyprzedza. Nie pozwolą. Więc wlokę się za taką ciężarówką.
Trasą 651 dojeżdżam do Sejn, i zbaczam za granicę, to znaczy wpadam na chwilkę na Litwę.

Potem droga 653 do Suwałk i prosto na Augustów.
W Augustowie mam nocleg u Łukasza, którego nie znam i on nie zna mnie, ale się zgodził. Jest to kolega Sprężyny. Powiedział, że nie ma problemu. Po drodze dowiaduję się, że przyjedzie jeszcze dwóch gości na motocyklach, więc szykuje się mały zlot. Który był bardzo udany, był stek i piwo Łomża. Ja niestety musiałam skończyć wcześniej, bo rano wyjeżdżałam, ale chłopaki bawili się zacnie.
Dystans dnia: 402 km

Dzień szósty: Augustów – Lublin

Jest godzina 9.00 i jest gorąco, dlatego założenie skóry zostawiam na ostatnią chwilę. Wiem, że to będzie ciężki dzień, bo już wczoraj zaczął mi doskwierać silny ból tyłka i kolana. Dziś nie muszę wsiadać na motocykl, żeby mnie bolało. No ale nic to, trzeba być twardym, a nie miętkim. Najpierw jadę do Białegostoku krajową 8. Po drodze widzę znak „Uwaga na Łosie” – muszę zrobić fotkę.

W Białymstoku jest remont głównego węzła i nie wiem skąd ludzie wiedzą gdzie jechać. Ja nie wiem. Gubię się i krążę po mieście, w którym jest bardzo niewiele drogowskazów.
W końcu zjeżdżam na stację benzynową i pytam pana, jak wyjechać na Lublin, a on do mnie: „stąd się nie da”. No #$##%$^, jak może się nie dać! W takim razie proszę, żeby mi powiedział, jak dojechać do jakiegoś większego skrzyżowania, gdzie będą znaki na cokolwiek. Około godziny jeździłam po Białymstoku. Upał był okropny. Miałam naprawdę dość. W końcu nie wiem jak, ale znalazłam znak na Lublin i wyjechałam powrotem na drogę nr 19, z której szybko odbiłam na 685, bo chciałam zajrzeć do Białowieży.
Dojechałam do granicy z Białorusią, ale tym razem zrobiłam zdjęcie przy znaku zakaz wjazdu i wróciłam do Hajnówki. Tam pod Biedronką zrobiłam dłuższy postój.

Kryzys, który zaczął się Białymstoku trwa nadal, Ból kolana jest momentami nie do zniesienia. Żeby go złagodzić nauczyłam się jeździć z nogami na crash padach. Ale z bólem tyłka nic nie zrobię. Nie pomaga leżenie na baku, odginanie się na siedzenie pasażera. W tajemnicy wam powiem, że sprawdziłam w lustrze i mam dwa siniaki. Ała.
Więc siedzę pod Biedronką, piję sobie wodę i patrzę na mapę którędy by tu dalej. Podchodzi Pan Żul i pyta, dokąd jadę. Grzecznie odpowiadam, że do Lublina, na co on mówi, że najlepiej przez Siemiatycze. Odpowiadam, że tak zrobię i że dziękuję i dalej gapię się w mapę, choć głównie po to żeby nie nawiązywać kontaktu wzrokowego i nie zachęcać do zwierzeń. I słyszę, jak Pan Żul mówi do kolegów: „no po co ona na mapę patrzy, przecież ma jechać przez Siemiatycze”. Powtarza mi to jeszcze raz, gdy mnie mija, a ja dochodzę do wniosku, że moja cierpliwość się kończy i wsiadam na moto, żeby jechać przez Siemiatycze. Tam zjeżdżam na trasę 19 do Kocka, a następnie na 48. Dlaczego tak? Ano zauważam na mapie miejscowość Samoklęski. Stamtąd pochodzi mój ojciec, a nigdy tam nie byłam. Więc skoro jestem w okolicy i do tego jak zjadę w lewo w drogę 809 to przejadę przez tą wioskę, to nie mogę tego nie zrobić. Tylko, że przysięgam, nie było znaku, który wskazywałby na drogę 809. Nie było. Ale nie odpuszczę. Dojeżdżam na 17 w kierunku Lublina i odbijam w wioski. Jest! Robię fotkę i wysyłam ojcu.
Około 20 dojeżdżam do Lublina. Dzwonię do Fredro z MMG, a ona stwierdza, że przejmą mnie po drodze. Ona myśli o innej drodze, ja jestem na innej. Gdy dzwoni pytając gdzie jestem wybucham śmiechem i mówię, że pod Lublinem – bo skąd mam wiedzieć gdzie stoję. Na szczęście odnajdujemy się i dziewczyny holują mnie do domu. Wieczorem jedziemy zwiedzać Lublin, poznaję kilka osób z towarzystwa motocyklowego. Fajny wieczór, ale trzeba iść spać.
Przejechałam 532,6 km.

Dzień siódmy: Lublin - Wołosate

Wyruszam przed 9.00. Na trasę 835 wyprowadza mnie Fredro. Jedzie się dość dobrze, więc postanawiam zobaczyć Krasnystaw, a potem zjeżdżam na drogę nr 17. Ładny asfalt, pobocze, można nadrobić z wyprzedzaniem ciężarówek, więc jadę dość szybko. W pewnym momencie, gdy skończyłam wyprzedzać i chciałam dodać gazu zauważam, że nie mogę, a obroty spadają. Zapaliła się kontrolka oleju. Siłą rozpędu zjechałam na pobocze. I to by było na tyle. Ponieważ sama nic nie wymyślę, dzwonię na Seven Assistance. Seven zna motocykl, więc to chyba najlepszy pomysł. Nie zapomnę tej rozmowy jeszcze długo, bo siła spokoju, tak spokoju, jaką miał wtedy seven spowodowała, że uwierzyłam, że naprawi mi sprzęta przez telefon. Na szczęście od razu wiedział, że to wina sprzęgła, poinstruował mnie gdzie mam dokręcić, gdzie poruszać i motocykl odpalił. Potem jakiś czas bałam się wyprzedzać, ale usterka już się nie powtórzyła.
Robię często postoje. Jest gorąco, a ból nie pozwala mi skupić się na jeździe. To niby nic takiego, ale jest porównywalne do jazdy w uciskającym kasku. Po prostu nie dasz rady. Robię długi postój na stacji. Dzwoni Arti z pytaniem czy żyję, skarżę się mu na upał, a on podpowiada, żeby namoczyć chustkę i owinąć wokół szyi. Skutkuje. Jadę dalej. Trzymam się trasy 835, a przed Sanokiem wjeżdżam na 886. Nie dam rady, znowu postój.
Przekroczyłam już 3000 km i jestem z siebie dumna, ale jest ciężko.
W Sanoku odbijam na drogę 84 do Ustrzyk Dolnych, a potem na 896 do Ustrzyk Górnych. Tam pierwotnie miałam nocować, ale niedaleko jest Wołosate i nie mogę sobie odpuścić wycieczki sentymentalnej. 30 km przed celem staję i myślę, że nie jadę dalej. Nie dam rady. Zaraz skończy się zasięg, więc piszę kilka rozpaczliwych sms-ów, po czym zbieram się i jadę dalej. Nareszcie Wołosate.

Od dwóch lat nic się nie zmieniło. Nawet rozwalony zielony stolik stoi w tym samym miejscu. Rozbijam namiot, parkuję obok motocykl.

To był ciężki dzień. Na polu namiotowym jest dwóch małych chłopców, którzy od razu postanawiają się ze mną zaprzyjaźnić. Jeden przynosi mi patyczki i gdy pytam, co z nimi zrobi, kieruje się do mojego wydechu. I wtedy przypomniało mi się, że nie lubię dzieci. W tym czasie jego kolega wyciągał szpilki z namiotu. Na szczęście zjawił się jakiś ojciec.
O 21.00 leżę już śpiworze i czekam aż się ściemni.
Zrobiłam 419,8 km.

Dzień Ósmy: Wołosate – Kraków

Bieszczady żegnają mnie deszczem i burzą. Na szczęście zdążyłam złożyć namiot. Podczas śniadania ludzie pytają mnie o jazdę, trasę, jaką przejechałam, motywację. Życzą mi szerokiej drogi.

Jadę drogą 897, są tu fajne zakręty, ale jadę powoli, bo pada i jest ślisko. W Komańczy odzyskuję zasięg, więc oddzwaniam i odpisuję na smsy, tankuję i jadę do domu.
Wybieram trasę przez Gorlice, Gromnik i w Jurkowie wpadam na 75. Brzesko i Bochnia zawalone samochodami, ale boli mnie tyłek i jadę środkiem.
O 14.00 jestem pod garażem. Cała, zdrowa i szczęśliwa, że mi się udało.
Przejechany dystans: 300,3km.


Epilog:
Przejechałam dokładnie 3500 km. Dla mnie to była niesamowita wyprawa. Może nie trudna ze względu na trasę, ale wymagająca, bo byłam sama. Myślę, że sporo nauczyłam się o jeździe i o sobie.
Była to podróż niesamowita, ze względu na ludzi, których spotykałam. Nie zdarzył mi się postój, na którym ktoś by nie podszedł. Wielu ludzi opowiadało mi o swoich przygodach. Osoby, które mnie nocowały zmieniały grafiki w pracy, plany, rozkład zajęć po to, żeby mnie ugościć. Pilnowali, żebym miała wszystko, co mogło być mi potrzebne. To niesamowici ludzie i cieszę się, że ich znam.
Niesamowite jest też to, że każdego wieczoru miałam więcej sms-ów do napisania z informacją, że dojechałam.

Powtórzę tą wyprawę, bo Polska jest piękna i są tereny, o których nie mamy pojęcia. Tylko myślę, że teraz na pojadę dłużej i może w towarzystwie, choć przyznam, że zasmakowałam w samotnych wyprawach..

I ostatnia już refleksja. Jakiś czas temu, ktoś zarzucił nam, motocyklistom, że nie można na nas liczyć. Okropnie mnie to zabolało. Po tej podróży wiem, że to problem nie nas – społeczności motocyklowej, tylko tych, którzy takie zarzuty stawiają. Ja mogłam liczyć na wszystkich, którzy w Krakowie trzymali za mnie kciuki i którzy po drodze mi pomagali.

a to ostateczna trasa:

Wyświetl większą mapę

_________________
"Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś"
M. Twain


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 31 lip 2010, o 20:40 
Offline
bardzo swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 lis 2009, o 23:13
Posty: 218
Lokalizacja: Kraków
Imie: Łukasz
: Wersalka
Motocykl: GL 1800
respect

_________________
Tako rzecze Król Julian

Było KLE/XRV :( jest wersalka :|


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 1 sie 2010, o 00:34 
Offline
bardzo swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 lis 2009, o 22:21
Posty: 336
Lokalizacja: Kraków
Imie: Jacek
Motocykl: V
no i kul :) Gratulacje!

_________________
"W gniew wpadłem i myślę: co ty się będziesz we mnie Wlepiał, kiedy na ciebie Pluję... i drugi raz na niego naplułem" W.G.


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 1 sie 2010, o 19:57 
Offline
Stowarzyszony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 10 lis 2009, o 14:23
Posty: 296
Lokalizacja: Kraków
Imie: Darek
: Każdy Twój wyrok przyjmę twardy.....
Motocykl: CBR 1100 XX
Ładna trasa, fajna relacja, 10 za odwagę:) Pokazałaś że masz ..... wiesz co

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 1 sie 2010, o 21:56 
Offline
Administrator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 lis 2009, o 22:12
Posty: 1311
Imie: jacek
Motocykl: buza
Rasta, świetny opis wyprawy, jak i zapewne sama wyprawa. niesamowicie Ci zazdroszczę.
masz laseczka jaja i basta respect oczko

_________________
SPONSORZY WYPOWIEDZI:
tv trwam; narodowy fundusz zdrowia; pani domu; durex; radio maryja; koło gospodyń wiejskich; bravo girl; przegląd funeralny; teleranek

czy wieczorem, czy nad ranem..... mam na wszystko wyjechane.



Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 2 sie 2010, o 09:32 
Offline
swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lip 2010, o 16:01
Posty: 31
Lokalizacja: CK/KRK
Imie: Dorota
Motocykl: HH
Rasta, jesteś niesamowita! :D ja jestem pod wielkim wrażeniem, więc napisze tylko tyle WOW!! :)
Szkoda tylko, że nie dałam rady w piątek dotrzeć do Polibudy i usłyszeć relacji z wycieczki na żywo :( , no ale cóż póki co zaspokoję się tym opisem, który jest po prostu znakomity (przeczytałam całość chyba bez mrugnięć oczyma :D ) , no a sama wyprawa - rewelka, tylko pozazdrościć :!: ;)


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 2 sie 2010, o 11:33 
Offline
swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lut 2010, o 22:34
Posty: 69
Lokalizacja: Koszalin
Imie: Renata
Motocykl: czerwony :)
Ach...Rasta,Rasta...super babka z Ciebie :super: Bardzo fajna czytanka :D respect


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 2 sie 2010, o 20:00 
Offline
Administrator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 29 sty 2010, o 19:48
Posty: 299
Lokalizacja: Kraków NH
Imie: Rafał
Motocykl: KawałSuki Z1000
Rasta relacja bomba respect ... a i podróż do pozazdroszczenia :brawo: .


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 4 sie 2010, o 15:11 
Offline
bardzo swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 15 lis 2009, o 20:27
Posty: 320
Lokalizacja: Wieliczka
Imie: Grzegorz
Motocykl: Harley V-Rod
respect

_________________
chociaż kroczę doliną ciemności nie lękam się zła, bo jestem największym skur...elem w dolinie...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tylko kobiety i lekarze wiedzą, jak bardzo potrzebne i dobroczynne jest kłamstwo.
— Anatol France (François Anatole Thibault)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 5 sie 2010, o 11:29 
Offline
bardzo swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 sty 2010, o 15:03
Posty: 102
Lokalizacja: Sandomierz/Kraków
Imie: Dagmara
Motocykl: Cbr600f4
Czytałam już na MMG, pogratuluję jak się zobaczymy, mam nadzieję rychło to nastąpi. :-D

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 46 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona


Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron
Oficjalne forum Galicyjskiego Stowarzyszenia Motocyklowego www.Motogalicja.org
autorstwa Jacka Wiącka. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL