Teraz jest 29 mar 2024, o 10:36

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 

Moderator: Arti

Autor Wiadomość
PostNapisane: 12 lip 2010, o 14:16 
Offline
king off the spam box
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 lis 2009, o 22:16
Posty: 1091
Lokalizacja: Kraków NH
Imie: no name
Motocykl: DL 650
No to wybraliśmy się nad Bałtyk. Liczba osób trzy: seven, Daniel i ja. Wyjazd w piątek po 14.00, bo jeszcze byłam ostatni dzień w pracy.

Humory dopisują, więc jedziemy, a trasa wygląda tak: jazda, jazda, jazda, jazda, jazda; coraz cieplej; jazda, jazda, jazda, jazda, jazda, qrwa, jaki korek! Czyli już wiecie, że wybraliśmy trasę przez Częstochowę i Łódź. Prawy pas cały zawalony tirami, lewy zastawiony osobówkami i tirami, które w poczuciu ich kierowców poruszają się szybciej od innych ciężarówek. Gorąco. Próbujemy się przeciskać; jak się da, to większość ludzi zjeżdża, oprócz pana pod wąsem, który na tym pasie był pierwszy i nic go nie zmusi do wykonania minimalnego ruchu kierownicą w lewo. No, trochę luzu więc jedziemy…ale nie długo, bo znowu korek. I tak jeszcze kilka razy. Wykończeni psychicznie wyjeżdżamy z Łodzi i z korków. Zaczynają się pierwsze boleści pośladków. Jest gorąco. Pocieszamy się, że zaraz zajdzie słońce i będzie lepiej. I tak jest, tylko wcześniej jedziemy dokładnie pod to piękne zachodzące słońce, modląc się, żeby na ulicę nie wyszedł jakiś zbłąkany pieszy.

W końcu robi się ciemno, chłodniej i zaczynamy być porządnie zmęczeni. Coraz częściej zatrzymujemy się na stacjach benzynowych, na których toczy się burzliwe życie nocne, które czasami nas przeraża. Co więcej, na ulicę wyszli różnej maści pijani ludzie, poruszający się całą szerokością jezdni, a ich wzrok mówi wyraźnie – „wkroczyliście na nasz teren”. Na stacji benzynowej Shella dowiadujemy się, że nic nie kupimy, bo mają rozliczenie i dopiero po 24 będą sprzedawać. Jest za piętnaście, więc jedziemy dalej.

Cieszymy się, gdy wjeżdżamy do lasu, ale radość trwa krótko. Sarny, nie tylko w lesie rozpoznawalne po świecących w ciemności oczach, ale przy samej drodze, patrzące z zainteresowaniem na motocykle. Na ich pyskach widziałam dylemat: wyskoczyć czy nie wyskoczyć. Zwalniamy do 80 km/godz.

Ostatnie kilometry ciągną się niemiłosiernie, ale w końcu o 2.27 mijamy tabliczkę Jarosławiec. Mamy dobrych znajomych, bo czekają na nas przy drodze i prowadzą na stancję. Przygotowali nawet piwo i kanapki. I co? Zamiast iść spać organizujemy sobie małą imprezę. Pojawił się nawet pomysł żeby iść nad morze, ale nasz stan uniemożliwił lokalizację wody. Oczywiście o zmęczeniu mówię ;) . Zrobiliśmy w końcu 753 km.

Rano gofry, krótka wizyta na plaży, nogi w Bałtyku zamoczone, więc zaliczyliśmy ten punkt programu. Wsiadamy na motocykle i jedziemy do Mielna zrobić niespodziankę znajomym, którzy są tu na wczasach. Gorąco i powoli. Nie da się jechać szybko, bo droga jest wzdłuż plaż czy czegoś takiego, więc ciągle ktoś hamuje, szuka miejsca do parkowania, skręca, rozmyśla się itp. Gdy dojeżdżamy na miejsce mamy dość. Na plaży siadamy w największym cieniu, do wody nawet się nie zbliżamy. Pyszna rybka poprawia nam humory, dodaje sił na powrót. I znowu w drodze. Seven jedzie na oparach, a w tych rejonach stacje benzynowe są rzadkością, na szczęście się udaje. Tym razem wybieramy drogę dłuższą, ale szybszą. Upał jest nieznośny, więc łamię wszystkie swoje zasady i ściągam kurtkę.

Wieczorem mecz. Żeby zdążyć idziemy na szybką rybkę i tak się grzebiemy, że przegapiamy pierwszą bramkę, drugą z resztą również. Docieramy na kwaterę i już pilnie śledzimy walkę o trzecie miejsce na mundialu, ale w przerwie seven wymyślił gofry. Idziemy, wracamy i okazuje się, że kolejna bramka padła. Seven skończył imprezę na wyniku 2:1. My wytrwaliśmy do końca, ale z przyczyn technicznych mamy mgliste pojęcie o meczu :easy: .

Rano niespiesznie zbieramy się do wyjazdu. Jeszcze kawka, rybka i ok 11 startujemy. Tym razem lecimy na Poznań, Wrocław i na autostradę. Jest gorąco i tyłki bolą już po 100 km. Szybko dotarło do nas, że na finał mundialu nie zdążymy. Musimy często stawać, bo upał i zmęczenie robią swoje. Do tego ruch jest bardzo duży. Gdy docieramy na autostradę jest wieczór, zaszło słońce i powoli robi się chłodno. Przebieramy się w skóry i gnamy ile damy radę, to znaczy ja ile cbf da radę, bo seven nie wykorzystał wszystkich możliwości XX-a. Jedyne, co nas zatrzymuje to muchy na szybce.
Cali, zdrowi, z obolałymi tyłkami, ale w świetnych humorach docieramy do domu. Razem zrobiliśmy 1653km, co uznajemy za wynik dobry. Umawiamy się na następny raz i do spania.

_________________
"Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś"
M. Twain


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 


Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 11 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron
Oficjalne forum Galicyjskiego Stowarzyszenia Motocyklowego www.Motogalicja.org
autorstwa Jacka Wiącka. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL